Carnaval Sztukmistrzów w Lublinie ♥
Jest kilka takich dni w roku, kiedy moje miasto potrafi mnie zaskoczyć i sprawić, że wcale nie czuję się tak, jak gdybym mieszkała tu od ponad dwudziestu lat, tylko przyjechała na kilka dni na wakacje. Na początku miesiąca do Lublina zawitał Kabaretowy Klub Dwójki, ledwo co skończył się festiwal Inne Brzmienia, a wczoraj do historii przeszedł mój faworyt na liście lubelskich festiwali - Carnaval Sztukmistrzów!
Cztery dni wypełnione występami artystów, pomysłowe dekoracje podkreślające piękno miasta, unoszące się w powietrzu zapachy smakołyków i tłumy turystów - tak właśnie wyglądało to w tym roku. Ciężko to opisać, ale łatwiej pokazać:
Stare Miasto jak zwykle opanowali Sztukmistrze chodzący po linach nad głowami turystów, taki widok w Lublinie już chyba nikogo nie dziwi, ale wciąż tak samo zachwyca!
Plac Po Farze został opanowany przez parasolki, które wyglądają tak pięknie, że zdecydowanie powinny zostać tam na dłużej.
Zamek Lubelski to zdecydowanie moja ulubiona budowla i mimo różnych opinii temat jego wyglądu, to mnie zachwycał już od najmłodszych lat i tak też zostało do dziś!
Na dziedzińcu zamkowym czekała niespodzianka w postaci instrumentów o niewiadomej nazwie i o niecodziennym wyglądzie. Oczywiście musiałam spróbować, jak to jest grać japonkami po rurach :D
Przechodząc do występów, w pierwszy dzień zachwycił mnie duet Arritmados z Hiszpanii
Potem przyszedł czas na Szafa Show, czyli trio z Dyrektorem Cyrku na czele oraz Ninją i Pandą oraz ich zabawy z ogniem
Na każdym kroku znajdowało się coś kreatywnego, stworzonego by podkreślić atmosferę sztuki, magii i niezwykłości Lublina
Drugi dzień był najcieplejszy i najbardziej słoneczny, ale wielu zdjęć nie będzie, bo oczywiście musiałam zapomnieć zabrać ze sobą aparatu :D Tego dnia załapałam się na fragmenty występu Hoopelai, Pina Polar i Izimagic Duo - uwielbiam taką magię! Trzeciego dnia nad Lublinem rozpętała się burza, więc zrobiłam sobie wolne od festiwalu.
Ostatniego dnia z przyjemnością obejrzałam występ Compagnie Soralino ,,Inbox", kto by pomyślał, że ze zwykłych pudeł można wyczarować takie show, podczas którego wszyscy w napięciu czekali co stanie się z kartonową wieżą!
Następny w kolejce był Gregor Wollny, opis w informatorze festiwalowym zdecydowanie nie oddaje jego umiejętności. Po prostu trzeba zobaczyć to na żywo, bo już same jego miny sprawiają, że każdy płacze ze śmiechu! :)
Na koniec obejrzałam występ Pana Ząbka, ale nie jestem fanką tej formy sztuki.
Nie sposób było opanować się przed spróbowaniem smakołyków, tym bardziej gdy ich piękny zapach atakował z każdej strony. Tak więc przez te cztery dni całkowicie przeszłam na Carnavalową Dietę :)
Mega burger w Stół i Wół, codzienna porcja lodów w najlepszej lodziarni ,,Bosko", oscypki
z żurawiną i obowiązkowo wata cukrowa, której nie jadłam już parę dobrych lat!
z żurawiną i obowiązkowo wata cukrowa, której nie jadłam już parę dobrych lat!
Wieczorem Lublin wyglądał cudownie, kamienice i białe parasole rozświetliły się całą paletą barw, a w związku z tym, że o wszystko zadbała marka Philips, to na jej cześć, na dni festiwalu zmieniła się także nazwa placu.
Carnaval Sztukmistrzów dobiegł końca, ale jestem pewna, że już niedługo będę miała okazję bawić się na kolejnym wydarzeniu tego typu, w końcu Lublin stał się miastem festiwali!